Diabolus po łacinie znaczy „obmówca”. Diabeł szkaluje i oczernia, a tym samym podważa porządek rzeczy ustalony przez tradycję, obyczaj, autorytet lub władzę. Jest więc uosobieniem negacji ― z jednej strony złośliwej i destrukcyjnej, z drugiej zaś twórczej i zbawiennej. Diabelski duch bywa twórczy w swoim wymiarze dialektycznym wówczas, gdy przestaje jedynie „obmawiać”, a zaczyna inicjować dyskusję (gr. dialektykós = „dotyczący dysputy”). W takiej postaci staje się metaforą krytycznej wnikliwości ― odsłaniającej wstydliwe, wyparte oraz wywrotowe aspekty realiów społecznych, politycznych i kulturowych. Taki typ krytyki tworzy przestrzeń wolnego myślenia, które dialektyczną negację przeciwstawia myśleniu zniewolonemu przez „pozytywność”, czyli dogmatyzm.
We
współczesnej Polsce myślenie negujące dogmaty zwyczajowo oskarża
się o nihilizm, o propagowanie „cywilizacji śmierci”.
Parafrazując Adorno, można jednak powiedzieć, że nihilistą jest
nie tyle diabeł negatywności, co raczej demon ortodoksji.
Rzeczywistymi nihilistami są bowiem ci, którzy „nihilizmowi
przeciwstawiają coraz bardziej wyblakłe pozytywności i przez nie
sprzysięgają się z całą utrzymującą się trywialnością, a w
końcu i z samą zasadą destrukcji” ― pisał autor Dialektyki
negatywnej.
Uznając
powyższe słowa za punkt wyjścia, prezentujemy wystawę eksponującą
„diabelskie” obrazy i słowa ― po to, by sprawdzić, czy
współczesna sztuka potrafi inicjować twórczą dyskusję
filozoficzną, polityczną i estetyczną na tematy, których
ortodoksja z zasady unika.
ENDE NEU ―
Kolektyw Krytyczny (Tomasz Kozak, Piotr Pękala)
In Latin diabolus means “slanderer”. The devil defames and maligns, and therefore questions the order of things defined by tradition, customs or the authorities. It is, then, the embodiment of negation, on the one hand malicious and destructive, on the other, however, creative and beneficial. Diabolic spirit can bring a creative element to the discourse only if it ceases to concentrate merely on “slandering” and starts initiating a discussion (Greek: dialektykós = “concerning discussion”). Then it becomes a metaphor of critical analysis, which exposes the shameful, the supressed and revolutionary aspects of social, political and cultural realms. This type of criticism opens space for the free thinking, which challenges the thinking constrained by “positivity”, that is the dogmatism with dialectical negation.
In contemporary Poland the discourse which negates the dogmas is automatically accused of propagating nihilism and the “civilisation of death”. To paraphrase Adorno, it can be said that a nihilist is not so much the devil of negativity, as the demon of orthodoxy. To quote the author of Negative Dialectics: “The true nihilists are the ones who oppose nihilism with their more and more faded positivities, the ones who are thus conspiring with all extant malice, and eventually with the destructive principle itself.”
Adopting the abovementioned words as our starting point, we present an exhibition exposing the “diabolic” images and words in order to see whether contemporary art is capable of initiating creative philosophical, political and aesthetic dysfunction concerning subjects that are avoided by orthodoxy on principle.
ENDE NEU ― Critical Collective (Tomasz Kozak, Piotr Pękala)
NIE-POLSKA
__________________________________________
Grzegorz Klaman Czarny orzeł (2014)
„Tu
jest Polska!” ― wykrzykuje dziś często prawica, dając do
zrozumienia, że w Polsce żyją wyłącznie ludzie poglądach
prawicowych. A co z lewicą? Jak twierdzi Kinga Dunin, prawdziwej
lewicy w III RP nie było i nie ma, a oprócz prawicy istniała i
istnieje najwyżej „nie-prawica”.
Jak nazywa
się jej ojczyzna? Czy jest nią Nie-Polska?
Topos
Nie-Polski pojawia się w książce Tomasza
Kozaka Akteon.
Pornografia Późnej Polskości.
Książka ta, inspirowana Pornografią
Gombrowicza,
składa się z dramatu połączonego z dialogiem filozoficznym i
prezentuje nową koncepcję świadomości narodowej. Jej fundamenty
to specyficznie zdefiniowane pojęcia „solidarności” i
„sprawiedliwości” (inspirowane rozważaniami Sartre’a
zawartymi w Bycie
i nicości
oraz Heideggera w Nietzschem).
Solidarność z wybranymi wartościami oznacza ich przekształcanie ―
przy pomocy dialektycznej sprawiedliwości znoszącej dogmatyczne
formy, w jakich zastygła refleksja o aksjologii politycznej i
kulturowej.
W tym
właśnie kontekście w salach oznaczonych nazwą „Nie-Polska”
prezentujemy obrazy i teksty, które wyzwalają myślenie o polskości
z prawomyślnych schematów i proponują nieortodoksyjne formy
kształtowania symboliki narodowej.
Grzegorz
Klaman
przekształca pierwotny kształt narodowego godła w negatyw w pracy
Czarny
orzeł (2014).
Biel
orła sczerniała ― ale dlaczego? Czyżby została okopcona
pochodnią dogmatu? A może oczernił ją diabeł herezji? Można też
na tę pracę spojrzeć z konserwatywnej perspektywy ― wówczas
zwęglone godło okaże się relikwią ocaloną ze spalonego lub
płonącego domu-ojczyzny.
Podobne
pytania prowokuje Autoportret
myśliwski (2004)
Tomasza
Kozaka.
Płótno, przedstawiające strzelców mierzących do czarnych godeł,
zostało uzupełnione cytatem z wiersza Josepha von Eichendorffa,
klasyka niemieckiego romantyzmu. „Poluję w życiu na obraz
zwodniczy” ― stwierdza poeta. „Kim jest zwierzyna i kim jest
myśliwy?” ― kwestie te współczesny polski malarz prezentuje w
kontekście nakazującym pytać, kto i po co „poluje” dziś na
symbolikę narodową, oraz jakie jest jej pożądane znaczenie.
Problemy
implikowane przez relację między polskością a niemiecką tradycją
romantyczną pojawiają się w utworach i wypowiedziach członków
grupy Antichrist.
Ta ceniona grupa punkowa wzięła swą nazwę od klasycznego dzieła
Nietzschego, tłumaczonego w Polsce jako Antychryst
lub
Antychrześcijanin.
Muzycy formułują obrazoburczą krytykę
chrześcijaństwa
zastygłego w represyjnym kształcie religii państwowej pełnej
zakazów i nakazów krępujących wolność jednostki. Krytyka ta
zyskuje dodatkowy wymiar, gdy przypomnimy sobie jeden z listów
Nietzschego, w którym autor Antychrysta
deklarował,
że czuje się „bardziej Polakiem niż Bogiem”. Czyżby więc w
samej istocie polskości buzował żywioł zbuntowanego ateizmu?
Stara
Rzeka,
projekt muzyczny Kuby
Ziołka,
również wywołuje heretyckie toposy z głębi romantycznego
imaginarium. Jednemu z utworów umieszczonych na płycie
Cień
chmury nad ukrytym polem (2013),
nagrywanej w Borach Tucholskich, patronuje poetycki duch Hölderlina,
cały zaś album został ― na co wskazuje sam muzyk ―
zainspirowany filozofią Heideggera. Jak wiadomo, jedną z kluczowych
figur w pismach autora Bycia
i czasu był
„Ostatni Bóg” ― „całkowicie inny niż Dawni, zwłaszcza
chrześcijański”. Jednym z pierwszych proroków „Ostatniego
Boga” ― będącego metaforą ciągłej przemiany, jaką wywołuje
i jakiej ulega Bycie ― miał być właśnie Hölderlin,
„najbardziej przyszłościowy poeta”. „Hölderlin jest
Najbardziej Przyszły, ponieważ przyszedł z największej dali i w
tej dali przemienia to, co największe” ―
oznajmia Heidegger w Przyczynkach
do filozofii.
W tym kontekście powstaje pytanie, czy niemiecki duch jest daleki
czy bliski duchowi polskości? I czy ta niemiecka bliskość/dal
mogłaby pomóc Polakom w twórczej przemianie ich Bycia,
unieruchomionego w kulturowych dogmatach i schematach?
Wybuchowe
napięcia między niemieckością a polskością interesują także
Kubę
Woynarowskiego.
Artysta w komiksie Nietoty
(2014)
― powstałym na bazie słuchowiska zrealizowanego przez Sebastiana
Majewskiego (tekst) i Jana Klatę (reżyseria) ― przypomina
historię Goralenvolk, „ludu góralskiego” z Podhala,
kolaborującego z Niemcami w czasie drugiej wojny światowej. Na
okładce komiksu widnieje parzenica przekształcona w gniazdo węży
oplecionych wokół symbolu swastyki. Co oznaczają te węże?
Symbolizują odwieczną pokusę, jaka dręczy Polaków ― pokusę
wyrzeczenia się własnej tożsamości, zbratania z odwiecznym
wrogiem, z antytezą negującą substancję narodową?
Dynamikę
pokusy ukazuje również wideo Urszuli
Pieregończuk Parabellum
Luger
(2014).
Prezentowany film found
footage gra
z poetyką dokumentu, kreując zarazem niepokojącą fantazję. Jej
tematem jest niemiecki pistolet Parabellum. O czym szepcze lufa, do
czego namawia? Komu pragnie przemówić do rozumu ― heretykom czy
ortodoksom? Czy flirt z tym pistoletem byłby samobójczy czy
zbawczy? Kogo faworyzuje cyngiel ― antyfaszystów czy skrajnie
prawicowych zwolenników „strzelnicy w każdym powiecie”? Do tych
pytań dochodzą kolejne ― o automat negacji, o maszynerię
dialektyki. Czy ich działanie grozi tylko prostą destrukcją, która
przeraża, a jednocześnie pociąga współczesnego mieszczucha,
bezrefleksyjnie przeżywającego spektakl przemocy w telewizji i w
kinie? A może tutaj, w galerii sztuki, ta maszyneria mogłaby
działać inaczej ― i zamiast stymulować afekty, zaczęłaby
inspirować krytyczne myślenie?
Same obrazy
nie będą w stanie podołać tym pytaniom. W dzisiejszej sytuacji
potrzebne są również słowa. Dlatego w przestrzeni galeryjnej
równoprawny status artefaktów ― dokumentujących dialektyczne
procesy myślowe ― zyskują teksty pisane przez filozofów,
polityków, pisarzy i publicystów.
Agata
Bielik-Robson w
eseju Behemot
idzie! (2014)
stawia radykalną diagnozę sytuacji polityczno-kulturowej, w jakiej
ugrzęzła współczesna Polska. „Państwo nam się powoli rozpada”
― ocenia filozofka, szukając przyczyn kryzysu społecznego w
mentalności symbolizowanej przez figurę Behemota. Symbol ten został
zaczerpnięty z pism klasyka liberalnej filozofii politycznej,
Thomasa Hobbesa. Hobbes ― pisze filozofka ― „najbardziej w
świecie nienawidził wojen religijnych i dlatego obsadził fanatyków
w roli demonicznej, państwo zaś, mające ten żar studzić,
wyobraził sobie jako Lewiatana, czyli ulubione stworzenie samego
Boga“. W horyzoncie tej narracji metaforą religijnego fanatyzmu
staje się właśnie Behemot. Według Bielik-Robson to on patronuje
dziś anty-oświeceniowej prawicy, cyklicznie wzniecającej
neofaszystowskie rozruchy podczas Marszu Niepodległości w
Warszawie.
Podziały
dzielące polskie społeczeństwo często bywają znaczone szeregami
policyjnych tarcz, separujących zwaśnione strony oraz utrzymujących
względne poczucie stabilności i bezpieczeństwa w skonfliktowanym
kraju. Topos ruchomych linii demarkacyjnych ― przygodnie i chwilowo
wytyczanych przez władzę prewencyjną ― pojawia się w instalacji
Ewy
Axelrad
Zadyma
(2014).
Statyczność i monumentalizm tego obiektu zyskuje wydźwięk
ironiczny w chwili, gdy widz uświadamia sobie ścisły związek
policyjnej tarczy z nieprzewidywalną, trudną do okiełzania
dynamiką kulturowego agonu materializującego się w postaci walki
ulicznej.
W
podobnym kontekście interpretować można fotografie Karola
Radziszewskiego
z cyklu Fag
Fighters (2007-trwa).
Prace te kreują ironiczny dystans w stosunku do procesu totemizacji
wojny kulturowej oraz fetyszyzacji jej symboli. Postaci pozujące do
inscenizowanych fotografii noszą charakterystyczne kominiarki ―
tyle że bojówkarską albo policyjną czerń zastępuje tu
transgresyjny róż. Zamaskowani na różowo „wojownicy” wycofują
się z przestrzeni polis
i
wkraczają w domową sferę oikos.
Obiektyw ukazuje ich w sytuacjach rodzinnych, gdzie zamiast kultu
agonicznej męskości święci się pojednanie z matriarchalną
kobiecością (autorką kominiarek jest obecna na zdjęciach babka
artysty). W tej sytuacji dialektyka, zamiast eksponować swój
konfrontacyjny wymiar, zwraca uwagę odbiorcy na cechującą ją
przebiegłość. To, co nie-męskie ― w domyśle zaś nie-polskie i
nie-katolickie, a w każdym razie nie akceptowane przez dominujący
model polskości i katolicyzmu ―
fortelem wkrada się w łaski najbliższej rodziny, żywiąc przy tym
nadzieję, że kolejne fazy kulturowej transformacji przyniosą
wyczekiwane zmiany w szerszych wymiarach społecznych i politycznych.
Fag
Fighters jawi
się w tym układzie jako praca konstytuująca istnienie na poły
prywatnego, na poły publicznego, a przy tym par
excellance radykalnego
ruchu politycznego, który szyderczo kontruje ortodoksyjny model
więzi społecznych, forsowany przez takie podmioty jak PiS czy Ruch
Narodowy.
Biopolitykę
represjonującą jednostkowe libido najczęściej utożsamia się z
prawicowym modelem socjalizacji. Fragment powieści Cezarego
Michalskiego Siła
odpychania (2002)
może więc zaskakiwać, ponieważ ukazuje wzorzec represji wcielany
w życie przez „instytucje kończącego się liberalizmu”. To
właśnie on ― jak utrzymuje Michalski we fragmencie eseistycznym
Drugie
czytanie „Lolity”
― ten pruderyjny, ciasny liberalizm sprawia, że Humbert Humbert
ponosi bezwzględną karę za miłość do dwunastoletniej Lo. W
konfrontacji z tym stanem rzeczy autor Siły
odpychania dochodzi
do wniosku, iż w realiach gasnącego liberalizmu nie ma już szans
na realizację najbardziej pożądanego modelu społecznego, w którym
personifikacją pełni społeczno-politycznych możliwości będzie
dialektyczna (w sensie twórczego pojednania przeciwieństw) figura
„liberalno-konserwatywnego socjaldemokraty”.
Dialektyczna
negacja powinna penetrować te obszary, gdzie dogmatyczna, represyjna
pozytywność najmocniej utrwala swe przesądy. Pracę tego typu
wykonują wspólnie Janusz
Palikot i
Cezary
Michalski w
książce Zdjąć
Polskę z krzyża (2014).
Istotnym tematem tego dialogu filozoficznego jest krytyka jednego z
podstawowych aksjomatów, jakie konsekrował Leszek Kołakowski,
twórca koncepcji „liberalno-konserwatywnej socjaldemokracji”.
Aksjomat ten przyjmuje postać „Zakładu Kołakowskiego” (formuła
analogiczna do Zakładu Pascala), zgodnie z którym współczesna
cywilizacja zachodnia stoi przed następującym wyborem: Kościół
albo nihilizm moralny, „wartości chrześcijańskie” lub etyczna
czarna dziura. Zdaniem Palikota (a pewnym stopniu też Michalskiego)
wiara w tę alternatywę, a ściślej ― przeświadczenie o braku
alternatywy wobec etyki ufundowanej na chrześcijaństwie,
doprowadziły w Polsce po 1989 roku do całkowitej kapitulacji
świeckiego państwa wobec politycznych i ekonomicznych roszczeń
Kościoła katolickiego. Wpływ „Zakładu Kołakowskiego”
wydatnie osłabił też krytyczną czujność środowisk
liberalno-lewicowych w stosunku do postępującej klerykalizacji
systemu edukacyjnego oraz prawodawstwa.
Jak
twierdzi Palikot, za ten stan rzeczy odpowiada nie tyle siła
prawicowej ideologii, co przede wszystkim słabość liberalnej
inteligencji, która po transformacji ustrojowej straciła zdolność
trafnego definiowania strategicznych problemów społecznych,
politycznych i kulturowych, a jednocześnie wykazała substancjalną
bezradność wobec neoliberalnej i katolickiej ortodoksji.
Analogiczną
drogę przeszedł establishment polskiej sztuki współczesnej. Jej
instytucja ―
po porażce sztuki krytycznej oraz traumie związanej ze sprawą
Nieznalskiej, z drugiej zaś strony po komercyjnych sukcesach
polskich artystów na zachodnim rynku ―
unika kontrowersji światopoglądowych, utrwalając zarazem taką
sytuację, w której jednostkowa aktywność artystyczna jest niemal
bez reszty zdeterminowana przez neoliberalny rynek oraz dominujący w
danym momencie układ polityczno-administracyjny. Co ciekawe, w tej
sytuacji wciąż pojawiają się obrazoburcze prace ―
pytanie tylko, czy mieszczą się one w klasie wyjątków
potwierdzających systemową regułę, czy wręcz przeciwnie,
kumulują energię dającą nadzieję na systemowe zmiany? Do tego
pytania warto dołączyć kolejne: czy w dzisiejszych warunkach warto
myśleć o szerszym inteligenckim froncie, tworzonym w oparciu o
sojusz artystów z filozofami, pisarzami i politykami? Czy taki
krytyczny front dawałby instytucjonalną szansę myśleniu
kontestującemu dominujący w Polsce dogmatyzm światopoglądowy i
ekonomiczny?
Takie
właśnie pytania ―
współgrające z próbami odpowiedzi na nie ―
powinna
prowokować przygotowana przez nas wystawa.
ENDE
NEU ― Kolektyw Krytyczny (Tomasz Kozak, Piotr Pękala)
Ewa Axelrad Zadyma (2014)
Kuba Woynarowski Nietoty (2014)
Karol Radziszewski z cyklu Fag Fighters (2007-trwa)
Antichrist The Blind (1998)
Tomasz Kozak Autoportret jako polska świnia (2003)
Stara Rzeka Cień chmury nad ukrytym polem (2013)
Urszula Pieregończuk kadr z Parabellum Luger (2014)
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
EKSHUMACJE
Polska
pamięć zbiorowa i jednostkowa często bywa opętana ideą
ekshumacji. W ostatnich latach opętanie to przybiera postać stresu
pourazowego, który został wywołany przez katastrofę smoleńską.
W tym kontekście znamiennej wymowy nabiera poezja Jarosława Marka
Rymkiewicza. „Wszedł Chrystus między groby z podniesioną ręką
/ Ci co już wstać zdążyli przy swych trumnach klęczą” ―
czytamy w wierszu Powtórne
przyjście
(2013). I dalej: „Pękają groby ― z hukiem odpadają wieka /
Gdzie gwóźdź był zardzewiały czarna krew wycieka”. A w końcu
słyszymy: „Zgnilizno ― to nie koniec jest twojej przemiany /
Padlinie martwym krukom chleb będzie rozdany”. Ta finałowa
apostrofa kieruje się nie tyle ku duchowi „powtórnego przyjścia”,
co raczej ― zapewne wbrew intencjom poety ― ku widmu „wiecznego
powrotu”. Fatalizm, jakiemu hołduje polska kultura, sprawia
wszelako, iż „wieczny powrót” przekształcamy zazwyczaj w
specyficzny kołowrót tego samego: wiecznie martyrologicznego,
trupiego, a przy tym upiornie witalnego. Czym jest to wciąż
powracające „coś”? Prawdopodobnie substancją polskiej
wyobraźni ― niezmiennie dogmatycznej, wciąż kopiującej klisze
populistycznej apokalipsy, która objawia ciągle te same prawdy
schematycznej, represyjnie prawomyślnej mitologii…
Na
szczęście jednak ekshumacja ― pojmowana szerzej i bardziej
twórczo: jako wydobywanie różnych rzeczy (niekoniecznie zwłok) z
gruntu ― nie musi współgrać z konserwatywną, kontrrefomacyjną
mitologizacją. Może być również procedurą krytyczną,
demitologizującą. Koncepcję takiej ekshumacji szkicuje dyskurs
benjaminowski. W krótkim konspekcie zatytułowanym Zur
Literaturkritik Benjamin
proponuje wydobywanie krytykowanych form z gleby, w jakiej ugrzęzły
i transplantowanie ich w nowe konteksty ― po to, by ekshumowane
treści mogły uwolnić się z mitologicznych klisz, przemówić
dialektycznym głosem, a tym samym emancypacyjnie wzbogacić naszą
wiedzę o rzeczywistości.
W ramach
tak pojętej krytyki ― „literackiej” o tyle, że analizującej
„tekst” współczesnej kultury ― przedstawiamy prace artystów,
którzy z kulturowych archiwów wydobywają formy oraz treści
negujące konwencjonalne obrazy historii.
Zdzisław Beksiński ma wśród naiwnych krytyków opinię malarza naiwnego. Tymczasem jest to artysta programowo podejmujący krytyczną grę z jednym z najbardziej hegemonicznych idiomów nowoczesności. Chodzi oczywiście o idiom romantyczny. Beksiński w swoich wypowiedziach podkreślał, że jego malarstwo to persyflaż estetyki romantyzmu, neoromantyzmu i symbolizmu, skanonizowanej przez takich artystów jak John Martin, Arnold Böcklin czy Franz von Stuck. W tym kontekście warto pamiętać, iż estetyka ta została przejęta przez współczesne kino, a pseudoromantyczne pejzaże zaludnione gotyckimi widmami oglądamy dziś niemal w każdej produkcji hollywoodzkiej z gatunku fantasy lub science-fiction. Malarstwo Beksińskiego ma w tym kontekście walor ironicznej analizy, „ekshumującej” figury ożywione tętnem frenezji, a co za tym idzie ― współgrające z pulsem późnonowoczesnej kultury masowej.
Co
znamienne, krytyczny wymiar sztuki Beksińskiego jest zwyczajowo
lekceważony, a jego malarstwo wciąż pada ofiarą ideologicznych
dezinterpretacji. Historia obrazu funkcjonującego w świadomości
odbiorców pod kryptonimem „Katyń”
(sam
artysta obrazów nie tytułował) odzwierciedla wszak proces
wyzwalania się z mitologii-martyrologii narodowej, a nie ― jak
myląco sugeruje tytuł ― zanurzania się w niej. Obraz, w punkcie
wyjścia inspirowany lekturą książki o zbrodni katyńskiej,
stopniowo „buntował się” przeciwko pierwotnemu tematowi,
przekształcając go w przedstawienie coraz mocniej abstrahujące od
poetyki tragedii narodowej. Malarz, pogodzony z tym buntem,
podsumował całą sytuację w jednym z listów do marszanda Piotra
Dmochowskiego: „Jest
to zresztą moja normalna reguła postępowania, (…) bo obraz
rozrastając się zaczyna dyktować prawa dotyczące tego, czym ma
być i trzymanie się na siłę koncepcji pierwotnej mija się z
celem”. Opisując rozwój sytuacji, artysta zauważył: „Tak więc
pojawił się problem tego typu, że ten tłum stał jakby w
oczekiwaniu na coś, czego w tym obrazie nie było, czułem, że
konieczne jest dodanie tego czegoś, a nie wiedziałem co by to być
mogło…”
Właśnie. Na co czekają postaci „uwięzione” w „Katyniu”, a zarazem abstrahujące od niego? Czyżby na wyzwolenie z horyzontu symboliki narodowej, na uwolnienie z grzęzawiska klisz i dogmatów? Jeśli tak, spytać trzeba, kto je ostatecznie wyzwoli. Krytycy? Inni artyści? Publiczność? A może takie wyzwolenie przyjdzie dopiero wtedy, gdy zasadniczo zmieni się charakter wyobraźni całego narodu ― przekształconego w autokrytyczne społeczeństwo?
Właśnie. Na co czekają postaci „uwięzione” w „Katyniu”, a zarazem abstrahujące od niego? Czyżby na wyzwolenie z horyzontu symboliki narodowej, na uwolnienie z grzęzawiska klisz i dogmatów? Jeśli tak, spytać trzeba, kto je ostatecznie wyzwoli. Krytycy? Inni artyści? Publiczność? A może takie wyzwolenie przyjdzie dopiero wtedy, gdy zasadniczo zmieni się charakter wyobraźni całego narodu ― przekształconego w autokrytyczne społeczeństwo?
Urszula
Pieregończuk
Punctum
(2014)
przywraca
do życia osoby ze zdjęć, które dokumentują historię jej
rodzinnej miejscowości: miasta pogrążonego w stanie wojny,
wypełnionego wojskiem burzącym świątynie. Narracja filmowa
przedstawia dramat cieni, ożywionych umarłych. Jest to rodzaj
alegorycznego korowodu, w którym postaci ― zmartwychwstałe widma
― zdają się bardziej rzeczywiste niż otaczająca je
rzeczywistość. Film prowokuje pytania o status ontologiczny i
polityczny zmartwychwstałych, bytujących w strefie demarkacyjnej
pomiędzy życiem a śmiercią.
Swoistą
ekshumację przeprowadza też Karol
Radziszewski.
Artysta sięga do kulturowego archiwum i wydobywa stamtąd Księcia
Niezłomnego
Grotowskiego. Prezentowany film nie jest jednak biograficznym
wspomnieniem o wielkim reżyserze teatralnym. Radziszewskiego
interesuje raczej mit twórczej teatralności tworzonej przez
cielesność natchnioną ideami reżysera-demiurga. Reżyserowane
ciało ― żywe czy tylko ożywione? ― personifikuje Ryszard
Cieślak. Radziszewski inscenizuje swój własny spektakl,
demitologizując biografię mitycznego aktora. Czy wyzwala tym samym
jego figurę z horyzontu mitu? Trudno rozstrzygnąć, z pewnością
jednak transplantuje ją w ramy zmodyfikowanych kontekstów,
wzbogacając tym samym dyskusję o celowości
ekshumacyjno-archiwistycznych praktyk rozpowszechnionych w polu
współczesnych sztuk wizualnych.
W
kolejnej sali, na dwupoziomowym patio, prezentujemy książkę
Michała
Witkowskiego.
W powieści Zbrodniarz
i dziewczyna
(2014) istotną rolę odgrywa opis sekcji zwłok. Narrator z
fascynacją studiuje martwe ciała, stylizując się przy tym na
figurę ze Zbrodni
i kary
Dostojewskiego: „Następnego dnia, zupełnie zdołowany, jak
Raskolnikow po Petersburgu, łaziłem po tym mokrym i ciemnym
Wrocławiu”. Kolejne doświadczenia w prosektorium prowadzą
bohatera do następującej konkluzji: „Śmierci nie ma. (…)
śmierć to coś, co się nie stało, po raz kolejny nie zabiło już
serce i wszystko inne, co interpretujemy jako śmierć, jest tylko
następstwem tego czegoś, co się nie stało”. Aby adekwatnie
opisać stan „nie-śmierci”, Witkowski dekonstruuje
konwencjonalne przedstawienia tanatyczne: „Tuś się ukryła, moja
pani, w tym niezabiciu kolejny raz serca. Nie ma tam miejsca dla
symbolu z kosą, szczególnie gdyby jeszcze chciał na koniu...”
Próba
estetycznego pojednania obrazowości ze śmiercią pojawia się w
pracy Ewy
Axelrad
Płyny
#2 (2012).
Fotografia ta konfrontuje widza z ekspansją agresywnej czerwieni.
„Lecz nie jest to czerwień Cabernet Sauvignon / To nie ta
czerwień, to nie jest ta czerwień” ― można by zacytować utwór
Sabrina
grupy
Einstürzende Neubauten. To raczej kolor, który spotykamy w prozie
Witkowskiego. Praca Axelrad koresponduje ze Zbrodniarzem…
już
na poziomie tytułu. Witkowski pisze: „Mimo że obraz śmierci
uosobionej znikł z kultury, on dalej wyobrażał ją sobie jako
zwłoki z kosą, którym z oka płynie krwawa rosa. (…) Tymczasem
trup cieknie «krwawą
rosą»
―
płyn jaśniejszy od krwi, jakby krew zmieszana z płynami
ustrojowymi, wylatuje oczami, nosem, ustami, uszami i można się
przestraszyć, bo przekładasz zwłoki na brzuch a tu nagle jeb ―
leci ci na fartuch szklanka płynu”. Axelrad „krwawą rosę”
odnalazła na złomowisku, wśród rozbitych aut. Dramat samochodowej
kraksy, niszczącej ludzkie ciała, przekształcił się w tym cyklu
w wyrafinowaną wizualnie abstrakcję, oznaczoną enigmatycznym
słowem „płyny”. W rzeczywistości te płynne struktury są
ukazanymi w dużych zbliżeniach fragmentami zmiażdżonych
karoserii. Ich istota nie jest bynajmniej abstrakcyjna, przeciwnie ―
okazuje się dojmująco konkretna. To przecież trup ― nierzadko
sczerniały tak jak sekcjonowane zwłoki z powieści Witkowskiego.
Witkowski
zderza czytelnika z materialnością jednostkowej śmiertelności,
Axelrad z kolei indywidualizuje doświadczenie kraksy. Natomiast
Tomasz
Kozak konfrontuje
odbiorcę z krachem kultury. Efektem tej katastrofy jest erupcja, a
raczej implozja czerni w instalacji Zmurzynienie.
Ekshumacja pewnej metafory (2006).
Kozak analizuje teksty Ernesta Jüngera i Tadeusza Borowskiego,
pisane w trakcie oraz tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej,
a następnie wydobywa z nich tytułową metaforę „zmurzynienia”
― symbol zdziczenia europejskiej cywilizacji. Szczególnie ważne
okazuje się w tym kontekście świadectwo Borowskiego, który w
swych wierszach kreował wielowymiarowy obraz człowieka wyzwolonego
z obozu koncentracyjnego ― autoportret ofiary opętanej głodem,
żądzą zemsty i seksualną furią. Wizualną syntezę tej dzikości
stanowi rzeźba eksponowana w centrum patio: negroidalna figura
symbolizująca krytykę kultury zastygającą w podminowanej rasizmem
kliszy. Jej problematyczność nie jest wszelako odwrotnie
proporcjonalna do aktualności. W jednym z wywiadów Kozak zwraca
uwagę właśnie na niepokojącą aktualność metaforyki, jaką
proponowali Jünger oraz Borowski. „Rzecz w tym ― zwracał uwagę
artysta w 2006 roku, w rozmowie z kuratorem Stachem Szabłowskim ―
że w podziemiach tej pięknie odbudowanej, zrehabilitowanej Europy
są krypty, gdzie wciąż drzemią plemienno-mitologiczne tęsknoty.
Jak pisał Foucault ― kontynuuje Kozak ― pod pozorem spokojnego
ładu, subordynacji i aparatów państwowych, możemy odkryć coś w
rodzaju pierwotnej i permanentnej wojny. Ta wojna może wybuchnąć
nagle, jak kocioł Bałkański, albo pełzać pod powierzchnią i
stopniowo podgrzewać punkty zapalne do temperatury krytycznej”.
W podziemiu galeryjnego patio prezentujemy film Kozaka Zmurzynienie. Historia pewnej metafory (2006). Ten esej found-footage nie tylko analizuje negroidalne figury w literaturze Jüngera i Borowskiego, lecz także próbuje wyzwolić je z rasistowskich schematów. W tym kontekście artysta przywołuje dyskurs alchemii, gdzie „Murzyn symbolizuje Hermesa/Merkuriusza w pierwszej fazie przemiany alchemicznej ― w fazie rozpadu. Przemiana alchemiczna jest procesem soteriologicznym ― jej celem jest zbawienie duszy i zbawienie świata. Duchem i substancją tej przemiany jest właśnie Hermes/Merkuriusz, który najpierw umiera i gnije, a potem odradza się jako Rebis; boski Hermafrodyta; jedność przeciwieństw; kamień filozoficzny. Pierwsza faza tej przemiany ― śmierć i rozpad wszystkich wartości ― nazywa się nigredo ― czyli dosłownie: «czernienie». W swoim eseju filmowym zastanawiam się, czy «zmurzynienie» można odczytać jako nowoczesną metaforę nigredo”.
Do
dyskursu alchemicznego, kilka lat po Kozaku, odwołuje się również
Jakub
Woynarowski,
tytułując jedną ze swoich ostatnich wystaw Nigredo.
Na
bieżącej wystawie artysta prezentuje konstelację tajemniczych
grafik odwołujących się do fazy czernienia.
Natomiast
w premierowym cyklu Konrada
Maciejewicza
Pieces
of Black Man (2013-trwa)
motyw
czerni reprezentowany jest przez kolor ołówkowego grafitu. Wybór
podstawowych środków wyrazu (ołówek, modelina) wzmacnia surowy
charakter tych artefaktów. Czerń generowana przez tradycyjne
narzędzia i media zostaje tu zestawiona z zaczernieniem cechującym
kserokopie. W ten sposób prezentowane prace wytwarzają ironiczny
dystans w stosunku do procesu kopiowania kodów kulturowych, które w
trakcie mechanicznej ekshumacji-reprodukcji tracą swe polityczne i
krytyczne sensy, zmieniając się w pozbawione znaczeń „czarne
plamy” na mapie coraz mniej refleksyjnej i coraz bardziej
schematycznej ponowoczesności.
Tomasz Kozak Zmurzynienie. Historia pewnej metafory (2006)
Konrad Maciejewicz Pieces of Black Man (2013-trwa)
Jakub Woynarowski Novus Ordo Seclorum (Nigredo)
Ewa Axelrad Płyny #2 (2012)
Urszula Pieregończuk kadry z Punctum (2014)
Karol Radziszewski kadry z Książę (2014)
Michał Witkowski Zbrodniarz i dziewczyna (2014)
ende neu / Galeria Biała / Centrum Kultury w Lublinie / ul. Peowiaków 12
wystawa czynna do 9.01.2015 / galeria czynna: pon.-sob. w godz. 12.00-18.00
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz